#woodstock2015

WP_20150802_12_12_29_ProWoodstockowy kurz otrzepany. Pora na garść refleksji dotyczących tego największego w Polsce festiwalu. Tekst stanowi punkt widzenia Mirka – typowego handlarza, przedsiębiorcy (to mój trzeci pracujący Woodstock), a zarazem niewątpliwego „znafcy” muzyki lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Całość została napisana z uwzględnieniem woodstockowej nomenklatury.

Zacząć należy od tego, że polski Woodstock nie ma nic wspólnego z prawdziwym Woodstockiem. Umówmy się – Woodstock był jeden i odbył się 1969 roku, na stałe zmieniając historię muzyki. Występowali wtedy m.in. napruty meskaliną Santana, Janis Joplin, Joe Cocker, Grateful Dead, The Who, Jefferson Airplane czy też Jimi Hendrix. Polski Woodstock uświetnili w tym roku m.in. Grubson, Lemon, Mrozu oraz Shaggy – gwiazdy zgoła odmienne, dobierane wedle maksymy „dla każdego coś miłego”. Dość powiedzieć, że najbardziej woodstockowym i chyba najlepszym koncertem był występ Ani Rusowicz wraz ze znakomitymi gośćmi.

Ale przecież nie o muzyce miało być (ze względu na pracę nie mogłem być na większości koncertów, więc nie będę ferował muzycznych wyroków). Kto jeszcze przyjeżdża na Woodstock dla muzyki? Tysiące rozmów z klientami pozwalają wysnuć jeden wniosek – prawie nikt. Starsi woodstockowicze z rozrzewnieniem wspominają Jarocin, wyparty swojego czasu właśnie przez Przystanek Woodstock. Lwia część młodszych nawet nie wie, kto gra i przekłada Owsiakowe „róbta co chceta” na tarzanie się w błocie, ruchanie („kto wybrzydza, ten nie rucha”), darcie ryja, picie podłych trunków i mocarza (niepotrzebne skreślić). Niektóre zuchy nawet nie znają zespołów ze swoich muzycznych koszulek.

Nie będzie także o WOŚP-ie, finansowaniu Woodstocku i rodzinnych biznesach Jerzego Owsiaka. Te, niewątpliwie frapujące, zagadnienia poruszał już Matka Kurka, bujając się potem kilka lat po sądach. Wspomnę tylko o tegorocznej nowości, czyli zakazie sprzedaży koszulek. WP_20150801_20_21_49_ProKlienci codziennie o nie dopytywali. Niestety, organizator zabronił w tym roku sprzedaży T-shirtów. Chciałeś nabyć muzyczną koszulkę? Nie tym razem, bratku. Jedyne koszulki dostępne były w Siemashopie, ale nie każdy chciał wybierać spośród kilku wzorów i paradować z torebeczką „Złoty Melon”. Koniec końców, klienci odchodzili podkurwieni, przeklinali Owsiaka, narzekając na komercjalizację festiwalu, a woodstockowe T-shirty wyprzedały się na pniu.

Nie będzie również analizy socjologicznej festiwalu i dopatrywania się w nim pacyfikowania nastrojów społecznych . Bo Woodstock to przede wszystkim:

– Radosne pokrzykiwanie frazy: „zaraz będzie ciemno” o każdej porze dnia i nocy oraz gromkie odpowiadanie :„zamknij się” (chociaż zdarzały się życiowe przegrywy, którym nikt nie odpowiedział);

– Anektowanie każdego skrawka pola namiotowego wszelkimi taśmami, zapewniając sobie tym samym chociaż odrobinę intymności;

– Sztampowe „free hugs” wymalowane na kartonach po piwie, dzierżonych przez wątpliwej urody damy mogące poczuć się raz w roku „wyprzytulane”, docenione, ważne, potrzebne;

– Przyjacielska atmosfera, samopomoc i masa pozytywnej energii, która emanuje z uczestników festiwalu na wiele sposobów. Jednym z nich było intonowanie przez gromadkę punkowej braci: „Owsiak, pedale!” do idącego wraz z kobietą Jurka, w przededniu festiwalu;

– Woodstockowi harcownicy roztaczający przed festiwalem wizje szalonego fukanka, z którego nic nie wynika. Co najwyżej nienaruszone prezerwatywy, pozostawione w portfelu. A propos gumek, jedna z klientek (na oko 35-letnia matka z 3-letnią córką prowadzoną za rączkę) podchodzi do mnie i zadaje dyskretnie pytanie: „Czy wie Pan, gdzie na Woodstocku sprzedają prezerwatywy? Co roku był taki punkt. Bardzo potrzebuję, uratuje mi Pan życie”…;

– Upstrzone gównem pole namiotowe i wystawa wszelkiej maści fiutów, radośnie oddających mocz gdzie bądź. Przyjęło się bowiem, że toi-toie nie są oficjalnym miejscem do załatwiania potrzeb fizjologicznych. Dużo lepiej zrobić to pod jakimś drzewem, autem lub namiotem handlowym (ewentualnie naszczać na jakiegoś punka leżącego nieopodal).WP_20150802_11_58_07_Pro I nie pomaga kulturalne zwrócenie uwagi na absurd tej sytuacji w formie grzecznościowego: „Na miły Bóg, gdzie z tym chujem?”. Reakcja jest zawsze ta sama: „Przepraszam, już nie wytrzymałem”. Całość – zdawać by się mogło – wyjęta ze „Sklepów cynamonowych” Schulza (scena z nieodżałowanym Panem): „Zanurzony po pachy w łopuchach, kucał przede mną”. Takich Pań/Panów bez fletu i poczucia wstydu, cofających się w popłochu do swych ojczystych kniei, na Woodstocku co niemiara;

– Roześmiani, rubaszni niemieccy klienci jako jedyni targujący się o głupią złotówkę, nawet w przypadku najtańszych towarów;

– Hare Kriszna, czyli tony wegetariańskiej paszy, mantra, joga, guru objaśniający tajemnice tego świata i kapłanki w zwiewnych strojach, wachlujące swojego bożka. Ale przede wszystkim kolorowa parada z wozem Jagannatha (folklor jak licho) i śpiewaniem w każdej możliwej WP_20150731_11_52_44_Prokonfiguracji słów: „Hare Kryszna, Hare Kryszna, Kryszna, Kryszna, Hare, Hare, Hare Rama, Hare Rama, Rama, Rama”. Ten wesoły przemarsz kolorowych cudaków stanowi nie lada wyzwanie dla każdego handlowca. Napierający tłum, ogłuszające pieśni to sytuacje sprzyjające kradzieży, szczególnie, że klientów zawsze jest „w srocz”. Warto dodać, że większość z całych zastępów Pokojowej Wioski Kryszny to nasi przyjaciele Moskale;

– Przystanek Jezus,  a więc siostry zakonne i młodzi księża, podejmujący się trudu ewangelizacji woodstockowych niedowiarków. Widok półnagiego, pijanego, wracającego spod prysznica punka, rozprawiającego żarliwie z zakonnicą o Bogu – wydarzenie iście mistyczne;

– Akademia Sztuk Przepięknych – ciekawi goście, warsztaty, wykłady, pokazy , prelekcje, czyli wszystko to, co chociaż na chwilę może odciągnąć od spożywania alkoholu i zadać kłam tezie, że Woodstock to  „element kultury niższego poziomu. Kultury, która nie buduje w ludziach tego, co wyższe, duchowe, ona promuje to, co niższe”;

– Czyhające na każdym kroku pokusy: kuso odziane piękności, lubieżnie sterczące sutki, bella puppy, rezolutnie składane propozycje uprawiania wolnej miłości. Cześć i chwała bohaterom, którzy pojechali na Woodstock bez swoich partnerek i nie oddali się rozpuście!;

– Pokojowy Patrol układający o poranku zaszczane ciała dżentelmenów w pozycji bocznej ustalonej;WP_20150802_20_35_47_Rich

– Wiele wartościowych ludzi, setki sympatycznych rozmów i nowych znajomości. Serdeczne pozdrowienia dla ekipy z Leszna (piona!), z którą ostatniej nocy raczyliśmy się pigwówką i „trzymaliśmy nogi w śmieciuchach”. Równie miłym akcentem było przedłużenie Woodstocku na S3;

Sumując, psychodeliczna czcionka i wianuszki nie wystarczą, żeby wskrzesić idee prawdziwego Woodstocku. Nie będą nawet jego imitacją. Przystanek Woodstock to zupełnie odrębna historia. Inny festiwal, na którym warto chociaż raz się zjawić, żeby poczuć wyjątkowy klimat i liznąć tego rzemiosła. W tym roku dominował posmak zimnego gówna. Zimnego, bo temperatury w nocy spadały poniżej 10. stopni. Gówna, bowiem zdaniem wielu tegorocznych woodstockowiczów: „syf na Woodstocku jak nigdy wcześniej”.

Kushemsky

PS Jakby ktoś pytał o Woodstock, moje pierwsze skojrzenia:

Źródła zdjęć: materiały własne

5 myśli w temacie “#woodstock2015

  1. TenKtóryZiewa 24 września 2015 / 12:00

    Nie Veni, nie Vici i pierdzielisz głupoty. „prawdziwy” woodstock widziałeś Pan pewnie na zdjęciach i filmikach tak samo jak ja, a dobrze wiemy, że „woodstock” jaki by nie był, raczej dzieję się wszędzie, ale nie na filmikach. Spuszczanie krytyki na wszystko i wszystkich.

    Szkoda bo nawet fajnie napisane.

    Polubione przez 1 osoba

    • OmniscientTrinity 25 września 2015 / 21:21

      Potwierdzam, że był. Co do tego, że zewsząd lubieżne niewiasty mu coś tam proponowały to pewnie przesadził, ale był 😉

      Polubienie

  2. magdan 29 grudnia 2015 / 14:35

    Autor chyba na jakiś inny Woodstock jeździ 🙂 Plusy mi się zgadzają, ale minusy? Po części prawda (aczkolwiek mocno przesadzone), druga część to chyba z gazet i internetów. Z higieną nie ma tak źle, jednak niektóre toi toje warto omijać. 😉

    Polubienie

  3. piekarzdekarz 20 lipca 2016 / 00:14

    Wpis napisany rzeczywiście z perspektywy Mirka handlarza, który poczuł potrzebę uzewnętrznienia swojego bólu dupy, bo nie mógł pohandlować podróbkami koszulek. Jak to się przyjęło ostatnio mówić „szkoda strzępić ryja” i polemizować z wymyślonymi bzdurami i naciąganymi argumentami pisanymi specjalnie pod tezę jak to było okropnie, typu wymienianie wśród wykonawców zaledwie jednego z dużej sceny, a reszty z małej czy nawet z namiotu hare kryszna bez wzmianki o tym „drobnym” szczególe co sugeruje jakoby to były główne, albo chociażby znaczące, punkty muzycznego harmonogramu Przystanku.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz